Ameryka moim okiem Peru

Kanion Colca dla leniwych

15 czerwca 2017

Nigdy jakoś specjalnie nie kryłem się z faktem, że długie trekkingi to nie jest aktywność, na myśl, o której moje źrenice zamieniają się w dwa szybko bijące serduszka. A jakoś tak wyszło, że całkiem sporo w trakcie naszej podróży łazimy, szczególnie w Ameryce Południowej, bo tu przecież wszędzie daleko. A latka lecą, kolana już nie te same, co dziesięć lat temu. No i dochodzi trochę do zgrzytu: jak odwiedzić piękne miejsca, które wiążą się z trekkowaniem? Jak zjeść ciastko i się nie spocić? Jak zobaczyć słynny Kanion Colca i nie leczyć potem przez tydzień zakwasów? Okazuje się, że się da.

Mimo kilku bardzo spokojnych dni w Arequipie nie naładowaliśmy baterii na tyle, żeby serio myśleć o klasycznej wycieczce do Kanionu Colca – najgłębszego (albo jednego z najgłębszych, jakiś inny obok też rości sobie do tego tytułu prawo) kanionu na świecie. Ta zakłada m.in. zejście na jego dno, czyli tak plus minus 3 km w dół. Słowem – ojojoj. W zasadzie to mieliśmy nawet pomysł, żeby tę Colcę w ogóle sobie odpuścić i dalej leżeć na tarasie La Reyny, ale w pewnym momencie odezwała się ta jebana ambicja i uznaliśmy, że w sumie można tam pojechać chociaż na jedną noc, pooglądać sobie kanion z góry, popstrykać zdjęcia kondorom i wrócić na taras. I siup, w ten pomysł. A na miejscu nagroda za ambicję – okazało się, że można zobaczyć kawał tego wielkiego rowu bez konieczności wielogodzinnych spacerów stromymi ścieżynami.

Zwiedzanie kanionu najczęściej zaczyna się w oddalonej o 100 km Arequipie, gdzie bez problemu można wykupić zorganizowaną wycieczkę i mieć wszystko podane na tacy. Ale to średnio warto. Serio, jak są takie miejsca w Ameryce Południowej, gdzie bez pomocy biura podróży naprawdę trudno (lub wręcz nie sposób) się dostać, tak Colca do nich nie należy. Wcale a wcale. Przy odrobinie wysiłku i szperania w internecie można znaleźć opracowania najrozmaitszych wariantów tras – mniej lub bardziej wymagających, dłuższych lub krótszych. Wyjdzie taniej, a przede wszystkim po twojemu i bez radzenia i poganiania nad uchem i plecami.

W Arequipie wsiedliśmy w PKS do miejscowości Cabanaconde. Po 5,5 h byliśmy na miejscu, konkretnie – w hostelu Pachamama. To chyba jedno z najbardziej backpackerskich miejsc, w jakich nocowaliśmy. Ale jak zazwyczaj stronimy od takich klimatów, tak tutaj klimat plecakowców jakoś zupełnie mi nie przeszkadzał. Tego dnia w kanionie lało, było zimno i ponuro, a w Pachamamie – ciepełko, przytulnie i spotkanie z pierwszymi w trakcie tej podróży Rumunami, którzy parę lat temu byli w Zakopanem i lubią Polskę jak malowane cielę wrota. Poza tym Pachamama to także restauracja, gdzie można zjeść całkiem niezłą pizzę. Ale największą zaletą tego miejsca jest bardzo dokładna, spersonalizowana informacja turystyczna. Mówisz, ile masz czasu i jakie są twoje trekkingowe preferencje, a typ z hostelu (w naszym przypadku był to Manuel – przepozytywny i sympatyczny wolontariusz z Jamajki) podpowiada ci wszystkie możliwe opcje.

Okazało się, że jest też taka dla osób, które Colcę chcą zobaczyć, a jednocześnie zbytnio się przy tym nie zmęczyć.
Od niedawna w dół kanionu zjeżdża bowiem collectivo, które wyrusza z głównego placu Cabanaconde każdego dnia ok. godz. 7 i zmierza w kierunku miasta Tapay, po drodze zjeżdżając prawie NA SAMO DNO kanionu, gdzie zagnieździli się mieszkańcy wioski Llahuar i właściciele czegoś, co się nazywa Eco Lodge. Można tu zamieszkać w drewnianych chatkach i cały boży dzień moczyć się w dwóch basenach termalnych zlokalizowanych na brzegu rzeki Colca. Woda w nich gorąca jest na 39 stopni. Nie zdawałem sobie sprawy, że leżenie we wrzątku może być tak przyjemne. Może. Dosłownie czułem, jak z ramion spada mi wielomiesięczne podróżnicze napięcie. No i w ogóle, leżysz sobie w basenie i masz widok na ten imponujący twór natury, jakim  jest kanion Colca. Oglądaliśmy go podczas wschodu słońca, w czasie, gdy było w zenicie i w momencie, gdy chowało się za ścianami doliny. Niesamowite widoki.

Z pewnością zejście w dół kanionu daje o wiele więcej satysfakcji i możliwość napawania się tymi nieziemskimi krajobrazami do woli, niemniej trzęsąca jazda autobusem też pozwala docenić piękno Colki. No i wiadomo – WIDOKI.

xxx

Tu miał być jeszcze rządek bardzo przydatnych tipów, jak zwiedzać Colcę po taniości, że jak się ma farta, to można nie płacić 70 soli za kochane boleto turistico, które jest niezbędne do zwiedzania kanionu, że nie trzeba jechać na punkt widokowy Cruz del Condor, żeby zobaczyć kondory, że wokół Cabanaconde jest od chuja przepięknych punktów widokowych mniej turystycznych, a też tam są WIDOKI, że nara… Miałem to wszystko opisać, ale tak bardzo mi ten wpis od początku nie szedł, że w końcu uznałem, że tym razem nie będę się z tymi radami wygłupiać. Poza tym, wszystko, co o trekkingach w Colce powinniście wiedzieć, jest tu  i na przykład tu, więc sami wiecie – zachowam się ekologicznie w internecie i podaruję sobie mnożenie kolejnych kilobajtów treści. My odwiedziliśmy ten piękny kanion mocno po swojemu, mocno na lenia i mocno nam się podobało. CHÓDŹCIE TAM.

Besos dla Was Pysiaki, celuvki za kondorki :*

Komentarze

TAG
PODOBNE WPISY
2 komentarze
  1. Odpowiedz

    Bartek

    9 sierpnia 2017

    O wow, Manuel jeszcze tam pracuje? 🙂
    Też raczej unikaliśmy super backpackerskich miejsc (te dla lokalsów są tańsze niżhostele) ale fakt faktem, śniadania mają całkiem przyzwoite 🙂

    • Odpowiedz

      Jacek

      9 sierpnia 2017

      Jeśli większość Jamajczyków jest taka jak Manuel, to już wiem, gdzie wyruszę w kolejną podróż 😀

      Po powrocie z kanionu nocowaliśmy w hostelu Villa Pastor tuż przy głównym placu Cabanaconde, warunki całkiem przyzwoite, a cena o połowę niższa (S/. 30 za pokój). Ale na kolację i tak poszliśmy do Pachamamy 😉

Zostaw komentarz